Nowe barwy gipsowych figur

Gipsowa Maryja przeznaczona na śmietnik dostała drugie życie. Trzeba było się sporo nad nią nagimnastykować żeby wyglądała szacownie i elegancko. Ale czyż pod nazwą zawodu „technik plastyk” nie kryje się malarz, tynkarz, akrobata? Damy rade ze wszystkim.

Figurka po oczyszczeniu

Pierwszą figurą którą odnawiałam była Grota NMP. Oprócz standardowego tłuszczu, kurzu i śladów po muchach oblepiona była czapą z gipsu, pochlapana tynkiem i w dodatku pomalowana farbami wodnymi typu akwarele lub co bardziej prawdopodobne tanimi farbami szkolnymi, które jak lampa Aladyna po przetarciu szmatką rozmazywały się przemieniając Naszą Panią w niebieskiego Dżinna.

Figurka w czasie oczyszczania, z widocznym jeszcze gdzieniegdzie permanentnym brązem skał.

Dawno temu owa figurka się komuś potłukła, ułamała się skała nad głową. Ktoś w dobrych intencjach włożył do środka coś twardego podobnego do zlepionego trotu i oblepił całość gipsem tworząc białą czapę. Żeby się nie rzucało to za bardzo w oczy to prawdopodobnie jedynymi farbami jakie były w domu, pomalował prosto z tubki gips na brązowo. Ciemnobura farba nie pasowała do jasnych skał więc poszedł po całości i pociągnął całą grotę na brązowo. Niestety będąc na fali tej „dobrej zmiany”, niesiony wiatrem postanowił podkolorować i Maryję, a dobrze wiemy, że tanie farby szkolne nie mają koloru ciałowego, do wyboru jest tylko żółty lub czerwony. Pomalowawszy ją grubym pędzlem na żółto a potem szatę (i wszystko co z nią się stykało) na niebiesko zmasakrował wszystko całkowicie.

Po zdrapaniu nadmiaru gipsu, pod rzeźbieniu go na kształt skał i zmyciu wodą nieodpowiedniej farby ukazała się pierwotna warstwa malarska w delikatnych, stonowanych kolorach, wyszły na jaw szczegóły takie jak różańce czy krzewy różane. Ubytki zostały uzupełnione gipsem, całość pomalowana akrylem, złotą farbką i lekko chuchnięta lakierem matowym. Mam nadzieję, że ja też nie przesadziłam.

Dwie następne figury odnawiałam w tym samym czasie – pochodziły z jednego strychu. To Najświętsza Panienka i Św. Katarzyna.

Aż strach było dotykać, wypukłe powierzchnie wystarczyło przetrzeć ręką i odparzona farba kruszyła się i odpadała, za to wewnątrz rowków farba zalane lakierem i całość stwardniała jak szkło. Werniks lub lakier którym figury były pokryte zżółknął, tylko w kilku miejscach lakier odłączył się od farby, to były malutkie fragmenty, „kropeczki”, ale dzięki nim wiedziałam jakich kolorów mam potem użyć do odmalowania. Ale przed malowaniem trzeba było ściągnąć całą warstwę farby aż do gipsu.

Po uzupełnieniu ubytków (krzyż, noski) gips pociągnęłam gruntem i pomalowałam farbą akrylową. Starałam się przywrócić oryginalne kolory, jedynie twarze namalowałam według własnego upodobania. Krzyż wyszedł słabo – nie posiadałam takiej jasnej i delikatnej złotej farby, trochę żałuję że nie zrobiłam go na srebrno.